czwartek, 29 maja 2014

zimno w mieście

Z kolei biegun zimna znajduje się na małej przestrzeni pomiędzy ul. Ogórkową a Wisłą . Ta część nazwana jest Skrzypkami. Tu zawsze temperatury sa niższe o ok. 4-5 st. C. niż tuż obok na stacji Shell To chyba wina Wisły, która w tym miejscu zakręca w lewo i może na zewnętrznym zakolu "uderza" niesiony z prądem zimniejszy strumień energii masy wiślanej wody. Zdaniem ekspertów z miejską wyspą ciepła można walczyć, można się starać ją minimalizować, np. dzięki odpowiedniemu planowaniu przestrzennemu. - Jeszcze do lat 60. w Warszawie zabudowywano głównie centrum. Od końca lat 80. trwa zabudowa całej strefy podmiejskiej, a my - urbaniści, musimy sobie radzić z nowymi zjawiskami  Dziś miasto budują przede wszystkim prywatni deweloperzy - i trzeba na to pozwolić. Ale też trzeba stworzyć taką strukturę dla miasta, by nie zatracić walorów układu przestrzennego i myśleć także o innych aspektach, w tym - o aspekcie klimatycznym - zaznaczyła.

równowaga

Brakowi równowagi - człowiek przyroda można zaradzić, jeśli sami ludzie tego zechcą, a władze samorządowe pomogą w tym technicznie. Otóż chodziłoby o to, by wyprodukować nosidełka z pojemnikami na garść gleby, w których rosłyby różne rośliny. Ludzie mogliby zakładać takie nosidełka na głowy. Korzyść byłaby wieloraka: ludzie mieliby satysfakcję z pomagania roślinom i korzystaliby z ochrony roślin przed promieniami słońca, a rośliny pochłaniałyby dwutlenek węgla wytwarzałyby tlen. Oczywiście przed wszelkimi instytucjami należałoby postawić ściany z uchwytami, aby przed wejściem do urzędu każdy mógł zostawić tam swoje nosidełko z rośliną. Zimową porą każdy musiałby trzymać swoją roślinę w mieszkaniu i wyjść z nią na miasto dopiero po Zimnej Zośce, aby roślina nie zmarzła. Dzięki takiemu rozwiązaniu poprawiłby się mikroklimat w miastach i osiedlach i rozwijałoby się zamiłowanie do piękna natury. Warszawa jest miastem, gdzie jedynym priorytetem jest ZYSK. Nikt i nic nie jest ważne. Ludzie nie mają nic do powiedzenia. Panują bezwzględni deweloperzy, których jedynym celem jest wybudowanie jak najwięcej bloków na jak najmniejszej powierzchni i kasa wyciągnięta od ludzi, często przyjezdnych, którzy za wszelką ceną chcą się dostać do stolicy. Mieszkam od prawie 20 lat na Tarchominie/Nowodworach, w domu szeregowym, po "ucieczce" z bloku na Ursynowie. Na początku było trochę jak na wsi, ale przyroda wynagradzała wszelkie braki. Teraz chcę stąd uciec. Powoli robi się tu Pekin, czy Hongkong - zamiast niskiej zabudowy, wysokie bloki stawiane w niewielkiej odległości. Tysiące napływowych ludzi, którzy są niezintegrowani, zajęci tylko własnymi kredytami, nie umiejejący wspólnie zawalczyć o miejsce, w którym przyszło im mieszkać i żyć. Przyroda jest barbarzyńsko niszczona. A teraz na dodatek przebudowują nam główną ulicę i robią tzw. Tarchostradę. Ile drzew wycięli, aż boli gdy się o tym myśli. Wyjątkowo skorumpowane władze gminy Białołęka!

Klin

Za  złej komuny w Warszawie był cygiel doprowadzajcy powietrze swieże z Kabat i lotniska do centrum Warszawy. ale przyszedł 1989 rok - ziemie na tym cyklu kupił jeden z przywódców solidarnosci a od niego odkupili instytut hary kriszna. postawili tam budynki. powietrze w nocy przestało sie wymieniać. za tej złej komuny podobno ludzie nie myśleli a jak nazwać to co było po 1989 roku? wybuch intelektu? System przetargów nie sprzyja ciągłej pielęgnacji. Tak naprawdę to w każdej gminie i mieście powinien być zatrudniony ogrodnik + pomocnik ogrodnika na stałe i powinni non stop krążyć po mieście i przeglądać drzewa. Usuwać zeschłe konary, gałęzie zasłaniające znaki, opuszczające się nisko nad chodnik, zabezpieczać rany po odłamanych gałęziach itp. Dbać o zdrowie drzew i dosadzać nowe w miejscach ubytków (niekoniecznie tego samego gatunku!). Akcyjność w postaci przetargów i tzw rewitalizacji to nie jest trafiony pomysł jeśli chodzi o ogrodnictwo i zieleń miejską czy gminną. Śmię twierdzić, że gdyby zatrudniono po dwóch takich ludzi na małe miasto czy dzielnicę w dużym mieście albo na każdą gminę wiejską, którzy by pracowali cały rok - to byśmy mieli w Polsce świetnie utrzymane, zdrowe drzewa w każdym wieku (ciągłość nasadzeń bardzo ważna), które by nikomu nie zagrażały. Najładniejsze ogrody to takie, w których drzewa są w różnym wieku, różnego gatunku. Gdzie jest runo, podszyt i korony. Podobnie jak w przyrodzie. Dobry ogrodnik wie, żeby mieć zawsze owoce trzeba sadzić w miejsce ubytków nowe drzewa. Ulica wcale nie musi byc odsadzona drzewami tego samego gatunku, w tym samym wieku, tej samej wysokości. Takie myślenie, że wszystko musi być pod linijkę to jakieś XVIII wieczne zaszłości. W tej chwili tzw. rewitalizacje skwerów, parków miejskich, parków przy dworcach kolejowych itp. polegają głównie na wycięciu wszystkiego w pień (przynajmniej całego podszytu), okaleczeniu ponad 100-letnich drzew nieumiejętnym cięciem (nie muszą to być fachowcy ale muszą mieć pokazane jak to się robi), posianiu trawki o koszeniu której i tak się po jakims czasie zapomina lub na położeniu kostki brukowej (włodarze myślą, że nie trzeba później o nią dbać). Takie okaleczanie i wycinanie starych, zdrowych drzew to brak szacunku dla poprzednich pokoleń. Dla tych, któzy byli przed nami i sadzili te drzewa z myślą, żę będą służyły następnym pokoleniom. Dlatego tak ważna jest ciągłość nasadzeń - bo nie sadzimy dla siebie. To poprzednicy sadzili dla nas. A my dla następnych pokoleń. Wycinac, owszem można ale z sensem i z rozwagą, to co niezbedne. Oczywiście pisze tu o zieleni publicznej. Bo inaczej będzie w lesie produkcyjnym. Nie jestem też zwolennikiem zakazywania wycinania drzew na prywatnych posesjach, gdyż taki zakaz zniechęca do sadzenia kolejnych drzew. Nie jestem ekologiem tylko ogrodnikiem z zamiłowania. ALe dobry ogród to taki, w którym czują się dobrze i ludzie i zwierzęta. Nic nie koi nerwów tak dobrze jak przyroda.